poniedziałek, 9 stycznia 2017

Filmiki, które jakimś cudem powstały


Są takie filmiki, których element istnienia opędza mi sen z powiek. Nie mam pojęcia wyobrażenia ideologia im przyświecała kiedy wyłoniły się, skąd wzięły się na nie pieniądze i z jakiej przyczyny ktokolwiek zgodził się w nich zagrać ewentualnie „zagrać”, bowiem poziom aktorstwa wzywa w nich o pomstę do nieba. Przed Wami pierwsza część zestawienia takowych dzieł.


  •  The Room (2003, reż. Tommy Wiseau). Niech ten ciąg zainicjuje się od demonstracji dzieła przysłowiowe, na które ofiarowano 6 milionów baksów. Wiseau film nastawił, napisał scenariusz, a w dodatku zagrał newralgiczną płaszczyznę. Tutaj wszyściuśko jest dramatem, komedią i filmem katastroficznym równolegle. Powszechny filmik tak zły, że aż „dobry”. Fabuła… Eeeech… Ogólnie to wożąca przeszłość o korelacjach międzyludzkich, o miłości, zdradzie i rugby. A jakie w tym miejscu są dialogi… Film, który musicie chociaż raz przenigdy musicie ujrzeć!
 

  •  Birdemic: Shock And Terror (2010, reż. James Nguyen). Alfred Hitchcock przewraca się w grobowcu. Ten tytuł zaskakuje i przeraża pasjonatów kina od paru latek bowiem dowodzi, że film można nastawić niezwykle, bardzo źle, a potem wypuścić w eter i zresztą się z tego paść na tyle aby nastawić kontynuację! Główni bohaterowie zmagają się z zarazą krwawych ptaków, które są najgorszym, nawet nie subsydiarnym, a upośledzonym skutkiem uzupełniającym. Ptaszydła są Wklejone i transportują się kategorycznie niemrawo. Z drugiej strony screen mówi wszyściuśko.
  • Thankskilling (2009, reż. Jordan Downey). Nie jest to może najniższa półka z najniższych, przemożny czarny charakter jest utworzony całkiem pomysłowo i słusznie obrzydliwie. Koronny bohater jest morderczym indykiem-erotomanem, który mści się za śmierć swoich indyczych braci i sióstr. Chyba nie muszę niczego więcej dodawać, no poza precedensem, iż wynikła kontynuacja!
  • Septic Man (2013, Jesse T. Cook). Czyli teatralny dreszczowiec, w którym decydujący chwat długo adaptuje się w chodzące szambo. Yup, to film o nieboraku, który reformuje się w gówno. Najstarsi filozofowie tybetańscy spytani o ten film nie znaleźli odpowiedzi na zapytywanie „Dlaczego do członka oligarchę ktokolwiek takie coś nakręcił?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz